przez RR
przez RR (0 komentarzy)
Ważni goście ze stolicy
Runął od lat budowany mur, zza którego nie było widać wpadek. Tych większych ale i tych drobnych. PR podupada. Naród palcami wytyka. Coś z tym trzeba było zrobić. Cokolwiek. Byle prędko.
Po linii partyjnej poszedł sygnał SOS na same partyjne szczyty. Z odsieczą dla kolegi przybyli, z (nie)formalną wizytą gospodarską, dwaj młodzi i prężni działacze "chłopskiej" partii.
Pierwszy to ... drugi (po Piechocińskim) PSL-owy minister Władysław Kosiniak-Kamysz. W rządzie odpowiedzialny za pracę i politykę społeczną. Drugi to ... pierwsza twarz PSL-u czyli rzecznik prasowy partii Krzysztof Kosiński. Siła to znaczna, chociaż we dwóch razem mają mniej lat niż jeden nasz starosta.
Młodzi, dynamiczni. Nic dziwnego, że z zaproszeniem obydwu poszło tak szybko jak nigdy przedtem. Chociaż 3 lutego o wizycie jeszcze nikt nie wiedział, 4-go na stronie starostwa pojawiło się zaproszenie, to gospodarska wizyta odbyć się miała już następnego dnia. Nie bez powodu piszę "gospodarska", bowiem właśnie takimi skojarzeniami dzieliło się, nie tylko ze mną zresztą, kilku uczestników spotkania. Towarzysz Gierek wiecznie żywy. Wtedy też w teren z gospodarską wizytą, do robotników w fabryce czy rolnika prowadzącego wzorcowe gospodarstwo, jeździli prominentni działacze. Premier może, to kto zabroni ministrowi.
Nieboszczki PZPR już nie ma ale często nadal czuć jej tchnienia w działaniach "mentalnych spadkobierców". Kiedyś to jeszcze Towarzysz Pierwszy Sekretarz, w takich sytuacjach jak ta, wzywał problemowego działacza lokalnego do siebie. Dzisiaj już taki nie usłyszy "towarzyszu, wiecie, rozumiecie ...". Dzisiaj problemów z własnej inicjatywy przecież nikt już nie rozwiąże. Co najwyżej przykryje ogólnopolską akcją w wydaniu zeszłotygodniowym. Jak się Ciechanów będzie kojarzył z ogłoszeniem ministerialnego programu, to przestanie się kojarzyć z pasmem klęsk ostatnich dni, tygodni i miesięcy.
Gość z Warszawy odwiedził, zarządzany przez działaczkę PSL, urząd pracy. Pochwalił go naturalnie za skuteczność działań. Zorganizowano też otwarte spotkanie, głównie z działaczami partii. I z wierzchu wszystko wyglądać miało dobrze. Czy zdanie pana ministra w ocenie PUP Ciechanów, i jego działań w zakresie aktywizacji osób bezrobotnych, podzielają sami zainteresowani? Czy mieszkańcy miasta mają równie dobre zdanie o skuteczności działaczki PSL na tym stanowisku? Tu już trzeba by zapytać raczej samych mieszkańców.
Czemu minister nie odwiedził innych ciechanowskich instytucji wchodzących w zakres działania jego ministerstwa? Tego nie wiemy. Pan minister bardzo rozmowny nie był. Odpowiadał chętnie głownie na pytania dotyczące karty dużej rodziny. Starosta nawet zadeklarował przystąpienie do projektu. Nie bardzo tylko mogłem się zorientować czy mówił to w imieniu swoim, zarządu powiatu czy też może całej rady powiatu ciechanowskiego. Skuteczność projektu karty dużej rodziny zależy od przyciągnięcia samorządów a nawet sektora prywatnego. Wie to, bo o tym mówił wprost minister Kosiniak-Kamysz.
Na pytanie, dlaczego nie zostali zaproszeni przedstawiciele okolicznych samorządów, odpowiedzieć już nie potrafił. Zrozumiałe, wszak nie był organizatorem. Próbowaliśmy jeszcze dopytać o to samego starostę. Ten też rozmowny nie był.
Nie wspomniałem do tej pory o szarej eminencji tego spotkania. Pan wybaczy, panie Rzeczniku PSL, kandydacie do europarlamentu, a jak się nie uda, to ostatecznie też kandydacie na Prezydenta Ciechanowa, Krzysztofie Kosiński. Nawet przedstawiony był Pan jako jeden z gospodarzy. Bardzo przepraszam, że dopiero teraz kilka słów szerzej. Nie powinienem pomijać, bo wybory do europarlamentu już tuż, tuż. Każda okazja do pokazania się jest dobra. Co tam art. 494 par. 1 Kodeksu Wyborczego.
Trudnych pytań w Ciechanowie, wbrew pozorom, kilka jednak padło. Rzecznik PSL dał się "wkręcić" (jak mawia młodzież) i zadeklarował chęć kandydowania na najwyższy fotel w naszym mieście.
Chociaż były pytania te łatwe i te oczywiste, to na pytanie o walkę ze zjawiskiem nepotyzmu i kumoterstwa jasna deklaracja już nie padła. Jak twierdził minister Kosiniak-Kamysz ten zakres nie należy do resortu, który on reprezentuje.
Jak mocno niestosowne było to pytanie naszego redaktora zorientowałem się w zasadzie już po samej konferencji. Bynajmniej nie chodziło o nic więcej poza naszym małym podwórkiem. Rozmawiamy tylko o nepotyzmie i kumoterstwie w wydaniu swojskim, lokalnym. Nie chcieliśmy sugerować, jak w jednym z żartów z czasów realnego socjalizmu "czy syn generała może zostać marszałkiem? Nie, bo marszałek też ma syna". Głupio wyszło panie ministrze.
Na prośbę o komentarz do raportu NIK, który nie zostawia suchej nitki na skuteczności działań aktywizacji osób bezrobotnych 50+ odpowiedź była, delikatnie mówiąc, "pokrętna".
Podsumowując tę gospodarską wizytę powiedzieć mogę tylko, że wbrew pozorom się cieszę. Jest szansa, że dzięki niej zarówno starosta, jak i jego otoczenie, uzmysłowi sobie w końcu dość trudną sytuację, w którą się, za przeproszeniem, wpakowali. Jest nadzieja, że teraz już będzie tylko lepiej. Pozostaje kibicować.
Niestety, ja osobiście, mimo całej sympatii do pana starosty, mając do wyboru, czy patrzeć jak próbuje odbudować reputację urzędu, czy zrobić sobie kanapkę, mam prawdziwy dylemat.
Nie wiem czy wybrać z szynką czy z serem.
Komentarze
Dodaj komentarz