przez RR
przez XY (0 komentarzy)
Kara za zniszczenie drzew podtrzymana
Powszechnie opanowująca polskie miasta betonoza spowodowała, że każdy rozsądnie myślący, ekologicznie świadomy mieszkaniec nie pozostaje obojętny na dewastację miejskiej zieleni. O ile bezmyślna wycinka drzew spotyka się ze zdecydowanym sprzeciwem, to problem okaleczania drzew pod pozorem pielęgnacji dla wielu nie jest takie oczywisty, ale i on jest regulowany prawem.
W kwietniu 2019 roku, na zlecenie urzędu miasta pracownicy ogłowili aleję młodych wiązów, rosnących na skwerze pomiędzy ulicami Fabryczną, Płocką i Sienkiewicza. Zniszczono ich korony, zaburzono pokrój, pozostawiono kikuty, ale przecież nie wycięto, to nie ma problemu.
Problem jednak jest, bowiem zgodnie z art. 87a ust. 5 ustawy o ochronie przyrody: „Usunięcie gałęzi w wymiarze przekraczającym 50% korony, która rozwinęła się w całym okresie rozwoju drzewa, w celu innym niż określony w ust. 2, stanowi zniszczenie drzewa”.
Zapisy z ust. 2 mówią, że takie prace są dopuszczalne w trzech przypadkach: celem usunięcia gałęzi obumarłych lub nadłamanych, dla utrzymywania uformowanego kształtu korony drzewa, celem wykonanie specjalistycznego zabiegu w celu przywróceniu statyki drzewa.
W przypadku alei wiązów żadna z tych przesłanek nie miała miejsca. Drzewa zostały zniszczone, bowiem tak się komuś podobało. Nie można więc się dziwić, że starostwo wszczęło postępowanie i wymierzyło miastu karę.
To się oczywiście nie spodobało włodarzowi, bo przecież nikt nie będzie mu mówił, że czegoś nie może zrobić. Zaczęła się urzędnicza przepychanka.
Starostwo zleciło biegłemu sądowemu opracowanie ekspertyzy. Ta bezsprzecznie pokazała, że drzewa zostały zniszczone, bowiem cięcia przekraczały 50% korony. Oczywiście miastu to się nie spodobało i zarzucono, że ekspertyza jest niepełna, nierzetelna, a oni tylko chcieli utrzymać uformowane korony drzew i od decyzji o ukaraniu odwołali się do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, które po kilkukrotnym uzupełnianiu materiału dowodowego wydało 15 lipca orzeczenie i zgodnie z przewidywaniami nie znalazło podstaw do uchylenia decyzji o nałożeniu kary. Miasto sprawę przegrało.
Ciekawa jest lektura uzasadnienia orzeczenia.
Okazuje się, że miasto łapało się przysłowiowej brzytwy. Próbowało nawet kwestionować, jako niewiarygodne, zdjęcia wykonane przed dewastacją. Zdjęcia nota bene wykonane przez dziennikarzy w związku z ustawieniem parowozu. Całkowitym kuriozum jest zaś fakt, że miasto twierdziło, że usunięto gałęzie suche i krzyżujące się, a jednocześnie w materiałach znalazło się zlecenie dla PUK-u, w którym jest mowa o „obniżeniu koron drzew”. Na dodatek PUK twierdził, że po silnych wiatrach gałęzie były uszkodzone, a miasto twierdziło, że chodziło o utrzymanie uformowanej korony drzew. Wszystko wzajemnie sprzeczne, więc nie ma co się dziwić, że SKO stwierdziło: „sama strona nie wie z jakiej przesłanki chciałaby skorzystać”.
Opracowana na zlecenie starostwa ekspertyza za to jest w ocenie SKO: „jasna, logiczna, spójna i rzetelna”. To tak, jakby twierdzono, że starostwo się napracowało, a miasto kręci.
Ostatnią próbą podważenia wiarygodności biegłego było zakwestionowanie wyników pomiarów obwodów pni drzew. Jeden pomiar był wykonywany przez samego biegłego, a drugi w obecności przedstawicieli miasta. Odbywały się on w odstępie roku i różnica wyniosła ok. 1-3 cm. Dla miasta była to podstawa do podważenia rzetelności pomiarów, a dla każdego rozsądnie myślącego człowieka jest to stwierdzenie, że drzewa trochę urosły.
Wciąż otwarta jest możliwość zaskarżenia decyzji do sądu administracyjnego, ale szans na wygraną miasto nie ma. Nabroili, to trzeba ponieść konsekwencje. Szkoda, że kara zostanie zapłacona z naszych pieniędzy. Za ten cyrk urzędnicy powinni ponieść odpowiedzialność z własnej kieszeni.

Komentarze
Dodaj komentarz